Strony

piątek, 17 lipca 2015

RSK #202 Filmowy Smętarz dla zwierzaków

Na świecie istnieją dobre i złe miejsca. Nowy dom rodziny Creedów w Ludlow był niewątpliwie dobrym miejscem - przytulną, przyjazną wiejską przystanią po zgiełku i chaosie Chicago. Cudowne otoczenie Nowej Anglii, łąki, las; idealna siedziba dla młodego lekarza, jego żony, dwójki dzieci i kota. Wspaniała praca, mili sąsiedzi - i droga, po której nieustannie przetaczają się ciężarówki. Droga i miejsce za domem, w lesie, pełne wzniesionych dziecięcymi rękami nagrobków, z napisem na bramie: Smętarz dla zwierzaków.


plik mp3 do ściągnięcia (czas: 44 min 44 sek)


Gościem dzisiejszego podcastu jest Michał "Jerry" Rakowicz - autor bloga Jerry’s Tales, podcastu Horrory Jerry’ego w Masie Kultury oraz podcastu Alchemia gier. Rozmawiamy o dwóch filmach - ekranizacji książki i jej sequelu.


(1989) Smętarz dla zwierzaków 

(1992) Smętarz dla zwierzaków 2



7 komentarzy:

  1. ta muzyczka na końcu, przy "Sklepiku z pytaniami" to Carpenter?

    OdpowiedzUsuń
  2. Też najpierw oglądałem drugą część :) I powiem Wam, że bardzo dobrze ją wspominam. Aż byłem zdziwiony, że tak eufemistycznie ją hejtujecie :)
    Btw. Scena po napisach: padłem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam jedno "ale", w kwestii Mary Lambert. Ona nie wzięła się znikąd. Ona "rozwaliła system" swoim debiutem filmowym, który zdobył poklask zarówno publiczności jak i krytyki. Mówię o "Sjeście" z 1987 roku. To dzieło było czymś rewolucyjnym na owe czasy jeśli chodzi o zakończenie oraz posiadało świetny, oniryczny klimat. Po takim starcie wcale nie dziwię się że dostała od producenta szansę nakręcenia "droższego" horroru. A że skończyła tworząc kino grozy na rynek wideo/tv to już późniejsza historia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może mój wpis został sprowokowany trochę bardziej prywatną opinią o "Sjeście", bo jak teraz patrzę, prócz sukcesów na festiwalu Independent Spirit, filmowi dostały się również dwie nominacje do "Złotej maliny" za role drugoplanowe. Niemniej jest to jednak dzieło które zwraca uwagę choćby obsadą (Sheen, Foster, Sands, Byrne i Barkin to nie byle jakie nazwiska).

    Nie znam się też tak bardzo na produkcjach studia Asylum, ale słuchy chodzą że one są robione z olbrzymim dystansem, jajem i to nie jest kino tak "po prostu złe", a raczej świadoma zabawa kiczem. Choć to już zasłyszana "wiedza", więc nie będę bronił "Megapytona kontra Gatoroida" :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie widziałem więc dzięki za uwagę. A "Asylum" może i robi świadomie złe filmy (nie sądzę by robili to nie świadomie) co nie zmienia faktu, że są to złe filmy :-) Większość z nich jest w zasadzie nieoglądalna nawet gdy się lubi złe filmy :-) Nie wiem jak to wygląda w przypadku tytułów, które się przebiły. Nie widziałem żadnej części "Sharknado" (a większość widzów ocenia pewnie na jego przykładzie) ale obstawiam, że części 2 i 3 mogą już być robione bardzo świadomie. A o serialu "Z Nation" ostatnio tutaj też mówiliśmy w komentarzach i zgadzaliśmy się, że to bardzo fajna rzecz. Tak czy inaczej nie jest to raczej coś co z dumą wpisuje się do swojego CV chociaż teraz to cholera wie. W "Sharknado" dozo znanych osób chce wystąpić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja widziałem tylko parę filmów Asylum. Według mnie to nie jest "ani po prostu złe", ani robione z jajem (można poza paroma wyjatkami). Większść (w tym właśnie filmy jak "Boa kontra Pyton" i inne) jest po prostu nudna i nijaka. To jest kino, które fajnie (w domyśle zabawnie) wygląda na zwiastunie, w dłuższym metrażu jest prawie nieoglądalne. Przynajmniej jak dla mnie. Albo za mało widziałem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie tak jest

    OdpowiedzUsuń