W prowincjonalnym amerykańskim miasteczku zaczynają dziać się rzeczy niepojęte i przerażające. Znikają bądź umierają w dziwnych okolicznościach dzieci i dorośli, jedna śmierć pociąga za sobą drugą. Czyżby Salem było nawiedzone przez złe moce? Kilku śmiałków, którym przewodzi mały chłopiec, wydaje im pełną determinacji walkę.
plik mp3 do ściągnięcia (czas: 38 min 34 sek)
W sto pięćdziesiątym ósmym odcinku podcastu Radio SK powraca duet Hubert "Mando" Spandowski i Michał "Jerry" Rakowicz - autor bloga Jerry's Tales.
W sto pięćdziesiątym ósmym odcinku podcastu Radio SK powraca duet Hubert "Mando" Spandowski i Michał "Jerry" Rakowicz - autor bloga Jerry's Tales.
bez spoilerow
OdpowiedzUsuńNa marginesie robimy chyba wyjatkowo duzo bledow. bardzo czesto rzucalo mi sie w uszy "tĄ ksiązkę" itd.
OdpowiedzUsuńI zapomnialem o jeszcze jednej scenie wartej wyroznienia. Scena w ktorej mloda matka budzi sie i idzie do swojego malego synka. Z moim obecnym bagazem doswiadczen byla to scena ekstremalnie szokujaca ale rozumiem dlaczego o niej zapomnialem. Danny Glick pokajcy w okno Marka robil wrazenie zawsze, scena z noworodkiem dopiero teraz.
Sam podcast tradycyjnie ngrywalo sie dobrze a montowal sie sam. Klejenie rozmow z Jerrym w 80% ogranicza sie do ich odsluchania. Tym razem bylem bardzo zmeczony i chcialem sie wykrecic z nagrywania tez poczatkowo moglem miec problem z przekazaniem mysli ale wyszlo nadzwyczaj spojnie. Choc krotko. Konczy sie stanowczo.za szybko :)
Za błędy przepraszam i proszę o wybaczenie. Staram się mówić ładnie i poprawnie, ale niestety jakieś babole często wychodzą. Szczególnie przy takich rozmowach "na żywo". Choć live to nie leci to my naprawdę mało rzeczy powtarzamy/zmieniamy w trakcie nagrania.
UsuńA co do tej sceny to pełna zgoda. Też o niej zapomniałem i też na powtórce mnie ruszyła. Ja z tego powodu trochę się boję wrócić do "Cujo". Dawno temu finał mną mocno wstrząsnął, więc teraz tym bardziej by pewnie podziałał.
Jak tak teraz na wariata przelatuję w pamięci wszystkie przeczytane przez siebie Kingi (a poza "Mroczną wieżą", której dotąd nie ruszyłem, było tego sporo), to chyba tylko "Miasteczko Salem" naprawdę i do szpiku mnie przeraziło. A byłem już starym koniem na studiach i czytałem to w wiosennym słońcu, w trakcie okienek między zajęciami. Potem bałem się gasić światło w domu. Jakiejś konkretnej sceny, która najbardziej by we mnie utkwiła, nie mam. Po prostu całość przejmuje. A najbardziej chyba to, że ktoś, kogo znasz - sąsiad, a nawet własna matka - może zmienić się w potwora. I to stopniowe wymieranie miasteczka... brrr! I tak, jak Jerry powiedział - ta książka nie udaje czegoś, czym nie jest. Jak zazwyczaj lubię się dopatrywać w książkach drugiego dna, tak tutaj wcale go nie chcę, ani nie potrzebuję. Rzecz sama przez się. Gdybym teraz po nią znów sięgnął, też być może miałbym kłopoty ze snem.
OdpowiedzUsuńTaaaaak, "Miasteczko...." było i moim "pierwszym kingowskim razem". To było wczesne liceum, 1994 rok. Potem śnił mu się zielonutki Hubie Marsten:-)
OdpowiedzUsuńpozdro z Moskwy od wiernego słuchacza!
tez czytalem we wczesnym liceum w 1994 :)
UsuńBardzo dobrze się tego słuchało =) Aż człowiek ma ochotę sprawdzić stare Kingi pod kątem tego, jak działają przy ponownej lekturze po latach :)
OdpowiedzUsuń