Nagrodzona Noblem klasyka światowej literatury w nowym wydaniu - ze wstępem Stephena Kinga! Książka opisuje grupę chłopców, ocalałych z katastrofy samolotu, którzy znaleźli się na bezludnej wyspie. Rozbitkowie podejmują próbę zorganizowania własnych rządów i społeczności z dala od cywilizacji. Nieoczekiwanie próba ta kończy się tragicznie. Dzieci z dobrych domów, pozostawione sobie, zamieniają rajski krajobraz w prawdziwe piekło. Golding w mistrzowski, niemal bolesny dla czytelników sposób rozwiewa złudzenia o dobrej naturze człowieka.
plik mp3 do ściągnięcia (czas: 24 min 19 sek)
promo odcinka
promo odcinka
W sześćdziesiątym drugim odcinku podcastu Radio SK powraca duet Hubert "Mando" Spandowski i Łukasz Skura. Tą audycją kontynuujemy nasz cykl "Stephen King poleca", tym razem omawiając polecaną książkę. Na warsztat bierzemy "Władcę much" Williama Goldinga oraz jej najnowsze wydanie zawierające wstęp Stephena Kinga.
Trop z serialem "Lost" jest bardzo trafny. Tam aż kipi od nawiązań do Goldinga. Zwłaszcza w pierwszym sezonie. Ten serial to w ogóle postmodernistyczna mozaika i jest wręcz poklejony z cytatów, jednak Golding wydaje mu się patronować w sposób szczególny.
OdpowiedzUsuńCo do tożsamości Władcy Much, klucza do niej należałoby chyba po prostu szukać w demonologii. Władca much to Belzebub, czyli jeden z upadłych aniołów i to - o ile dobrze pamiętam - z wyższych kręgów. Czyli... no cóż, szatan.
Oglądałem kiedyś film dokumentalny o powstawaniu powieści. I tam córka Goldinga mówiła, że bezpośrednią inspiracją dla ojca była jakaś książka przygodowa o dzieciach na wyspie. Złościł się, że jest taka przesłodzona i utopijna, i że po tragicznych doświadczeniach XX wieku takie arkadyjskie wizje tchną fałszywością. W tym sensie uprawnione jest interpretowanie "Władcy..." jako antyutopii. I - tu drobny prztyczek w kierunku Mando - interpretowanie jej w ogóle.
Moim zdaniem nie ma nic nagannego w tym, że z tekstów kultury - nawet wbrew ich autorom - daje się wyczytać coś więcej ponad warstwę rozrywki. A powieść Goldinga do takich parabolicznych lektur naprawdę świetnie się nadaje. A wymowa zakończenia po prostu nie pozwala zredukować tego do prostej historyjki na wieczór. "Solaris" Lema również czytano jako metaforę, podczas gdy on sam się od przypisywania tak głębokich znaczeń odżegnywał. Ale z chwilą, gdy książka odrywa się od autora, staje się dobrem wspólnym i każdy ma prawo czytać ją po swojemu, nawiązywać z nią dialog wedle własnych kompetencji. Dla mnie to jest właśnie piękne w czytaniu.
Zresztą wiesz, Mando, Kinga też da się ująć głębiej. Mimo iż on sam niekoniecznie by sobie tego życzył.
Znaczy no ja wiem, że książki nawet te w 100% rozrywkowe można interpretować na wiele sposobów i pewnie sam to wielokrotnie robię. Tutaj bardziej chodziło mi o to, a może nie do końca jasno to wyraziłem :-) że otoczka wokół niektórych książek rośnie tak mocno, że nie wypada przy nich ograniczać się do stwierdzenia "Świetna książka, jak czytałem to szczęka mi do dupy opadła". Ja nie mam tego problemu, ale też jak czytam twoją interpretację na temat Belzebuba... to serio jakbyśmy dwie różne książki czytali. A zirytować Goldinga mogła właśnie jakaś książka Verne'a, "Dwa lata wakacji" dajmy na to, która właśnie traktuje o chłopcach na bezludnej wyspie w łagodniejszej formie.
OdpowiedzUsuń@Mando - Zgadza się, czytaliśmy różne książki. Bo książka tak naprawdę zawsze powstaje od nowa w kontakcie z czytelnikiem i jest lustrem jego wnętrza. I to jest właśnie fajne, że tymi różnymi doświadczeniami możemy się tutaj podzielić. Co do demonicznych, a nawet satanicznych konotacji tytułu, to chyba jednak ma to jakiś sens. Belzebub, czyli po hebrajsku Ba‘al Zebûb, oznacza właśnie tego, który włada muchami. A u Goldinga przecież występuje jako wcielenie zła, które niszczy strukturę społeczną na wyspie i zatruwa dzieciom dusze. I możliwe, że Golding zupełnie świadomie ten trop interpretacyjny tam podrzucił.
OdpowiedzUsuńByć może masz rację, że tym, co tak Goldinga zirytowało, była ta powieść Verne'a. Nie pamiętam, ale to całkiem możliwe.
Fakt, do pewnych książek ludzie podchodzą na kolanach i zgoda, że zupełnie niepotrzebnie. Ja nie mam z tym kłopotu. Przy Goldingu szczena spadła mi nawet niżej niż do dupy i zarwałem przy nim nockę. Naprawdę mocna rzecz. A ostatnie zdanie przejęło mnie jak szpada.
Golding napisał Władcę Much w odpowiedzi na powieść The Coral Island: A Tale of the Pacific Ocean (1858)R. M. Ballantyne'a, a nie powieści Verna
OdpowiedzUsuńNa wiki podaje się obie obie te książki.
OdpowiedzUsuń"uprawnione jest interpretowanie "Władcy..." jako antyutopii"
OdpowiedzUsuńhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Antyutopia
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dystopia
"Dystopia, ze względu na podobieństwa w kreowaniu odstręczających obrazów ludzkiej egzystencji, jest często mylona z antyutopią. Istotna różnica między tymi zjawiskami literackimi polega na tym, że dystopia swoje czarne wizje przyszłości wywodzi bezpośrednio z rzeczywistości, a nie z utopijnych programów jej naprawy."
źródło: Andrzej Niewiadowski: Leksykon polskiej literatury fantastycznonaukowej. Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 1990, s. 250, 262. ISBN 83-210-0892-5. [dobre źródło]
Władce M zdecydowanie czytałbym jako dystopię.
Odnośnie szatana jako władcę much - myślę, że ten pierwszy post powinniśmy wyciąć w pień - bo to spoiler! ;) Dałem info o interpretacjach z wikipedii - kto chce sprawdzi i zobaczy, bo chyba już każdy wie że na wiki są streszczenia, interpretacje, Spojlery - dlatego lepiej czytać to po lekturze (niezeleżnie czy ktoś się zgodzi czy nie).
SKura
Jak dla mnie komentarz o Belzebubie nie jest spoilerem BO NIE MA ZWIĄZKU Z KSIĄŻKĄ!!!
OdpowiedzUsuńSPOILER
To jest historia chłopców na bezludnej wyspie, którzy zaczynają dziczeć, odzywają się w nich prymitywne instynkty, walczą o władzę, ale też boją się, bo każdy by się bał w nocy w nieznanej dziczy.
/SPOILER
I to wszystko. Nic więcej, ale też nic mniej. Ja rozumiem, że tę książkę można omawiać pod kątem zachowania się postaci w zamkniętej społeczności, pod kątem zachowań dzieci itd., ale nie zdawałem sobie sprawy jak dalece posunięte są jej nadinterpretacje. Ja się zgadzam, że każdy odbiera książkę inaczej, ale to się tyczy tylko odczuć związanych z lekturą. Historia opisana w książce jest zawsze ta sama dla każdego i ja zgadzam się, że jak przeczytam tę książkę za 30 lat to może wywołać u mnie zupełnie inne uczucie, ale to nadal będzie tylko fikcyjna, przygodowa historia o chłopcach na bezludnej wyspie i nic ponadto.
No nie, będę jednak bronił tezy, że powieść Goldinga jest antyutopią. I to w świetle definicji przywołanej przez Skurę. Utopia to wizja idealnego społeczeństwa, Golding zaś pokazuje niemożność jego zbudowania. Poza tym pojęcie "dystopii" bardziej ściśle wiąże się z literaturą sf, a "Władca much" nie należy do tej działki, przynajmniej nie w sposób oczywisty.
OdpowiedzUsuńDystopia ponad to - jak zauważył Skura za Wikipedią - wywodzi swoją wizję "bezpośrednio z rzeczywistości, a nie z utopijnych programów jej naprawy". W latach 50, gdy Golding pisał swoją powieść, zachodnia cywilizacja, która właśnie podnosiła się po wojnie, pokładała głęboką wiarę w wartości demokratyczne i swoją kulturę (na tym przecież wyrosły zręby projektu zjednoczonej Europy), a Golding wszystko to do cna rozmontował. U niego zawiodło dosłownie wszystko, w czym upatrywali nadzieję ludzie po "właściwej" stronie żelaznej kurtyny.
Dystopiami to były np. amerykańskie filmy sf o mrówkach olbrzymach mutujących na skutek promieniowania radioaktywnego i kosmitach atakujących Ziemię. Bo bazowały bezpośrednio na żywotnych lękach czających się w cieniach zimnowojennego świata.
Przepraszam, jeśli zaspojlerowałem.