Strony

piątek, 23 maja 2014

RSK #148 Mgła

David Drayton i jego synek Billy znaleźli się w licznej grupie mieszkańców miasteczka, którzy zostali uwięzieni w supermarkecie z powodu tajemniczej mgły. David jako pierwszy orientuje się, że w oparach czai się coś zabójczego, przerażającego. Lecz tak naprawdę to nie mgła stanowi największe zagrożenie...
Ludzka natura w obliczu paniki jest nieprzewidywalna.



plik mp3 do ściągnięcia (czas: 40 min 19 sek)


W sto czterdziestym ósmym odcinku podcastu Radio SK powraca duet Hubert "Mando" Spandowski i Michał "Jerry" Rakowicz - autor bloga Jerry's Tales. Dzisiejsza audycja jest wstępem do przyszłego omówienia zbioru "Szkieletowa załoga". Na początek nieco dokładniej przyglądamy się pierwszej nowelce ze zbioru i jej ekranizacji.

19 komentarzy:

  1. Po za Mroczną wieżą na początku, jeszcze jeden plakat (już wiszący na ścianie) nawiązuje do "Lśnienia" ;) :P
    A inna ciekawostka, że soundtrack zawiera kompozycję zespołu Dead Can Dance :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jaką kompozycję. Ten konkretny utwór, w tej konkretnej scenie to dla mnie kwintesencja genialnego wykorzystania muzyki w kinie.

      Usuń
  2. Nadinterpretacja nie istnieje. Tekst kultury to nigdy nie jest "goły" tekst - to jego treść plus nasze filtry percepcyjne. Jako iż każdy z nas ma inny umysł, inny temperament, sumę doświadczeń i zapatrywań, tak dla każdego będzie trochę inny ergo każdy będzie miał trochę inną jego interpretację. Więc, wybaczcie, ale bzdury pleciecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troche inna interpretacja to ok, to sie zgadzam. I ten przyklad ktory pidalem bym do tej grupy zaliczyl. Nadinterpretacja jednak istnieje. Sa ludzie ktorzy na podstawie jednego elementu z tla analizuja film na swoj sposob i to jest ptzyklad dalece posunietej nadinterpretacji :)

      Usuń
    2. "Nadinterpretacja jednak istnieje. "

      Zaufaj komuś, kto miał na studiach zajęcia z teorii literatury, że nadinterpretacja nie istnieje :). Naprawdę, mogę cię przygnieść toną argumentów, literaturą przedmiotu i esejami, że się mylisz. Ja wiem, że intuicyjnie każdemu się wydaje, iż powinno być coś takiego jak nadinterpretacja danego utworu (bo nam tak mówili w szkole), ale to błędne myślenie. Też kiedyś podzielałem to przekonanie. Potem poszedłem na studia.

      Usuń
    3. Cedro mi to kiedyś elegancko wytłumaczył na swoim blogu - naprawdę polecam jego notkę.

      http://rebornstory.blogspot.com/2012/11/granice-interpretacji-czyli-czy.html

      Usuń
    4. Tez na studiach mialem duzo roznych glupot :) ja absolutnie nue twierdze ze jest tylko jedna sluszna interpretacja i jest to ta moja wizja. Powinno tak byc ale jestem sklonny zaakceptowac rowniez wszelkie bledne teorie innych :) Przez nadinteretacje rozumiem teorie takie jakoby Lsnienie bylo filmem o holocausxie bo w jednej scenie sterta bagazy przechodzi plynnie w grupke ludzi. To tak jakbym piwiedzial ze wedlug mnie Doktor Who jest serialem o problemach dotykajacych sluzbe zdrowia bo w tytule jest Doktor i potem tez jest doktor a reszta to zaslona dymna. Zaakceptuj to. To moja interpretacja :)

      Usuń
    5. Przy czym oczywiscie ja nie neguje nawet najbardziej kretynskich imterpretacji o ile nie krzywdza dziela i autora. Doskonale sie bawilem na filmie ROOM 237, choc uwazam ze czesc teorii byla nadinterpretacja to i tak swietnie sie tego sluchalo i potem na ten temat dyskutowalo

      Usuń
    6. Ale weź chociaż spróbuj przeczytać podlinkowaną notkę, dobrze?

      Usuń
    7. Argument Cedro (swoją drogą wielka szkoda, że trafiam na jego blog już gdy go zamknął, cieszę się jednak, że go nie usunął, bo muszę go przeczytać), iż problemem jest nie słuszność bądź jej brak w jakiejś interpretacji, ale spójność wywodu, mnie się rzeczywiście wydaje trafiony. Ja chyba też tak odczuwam, choć nigdy sobie tego nie konkretyzowałem. W tym sensie wyśmiewanie przez Mando holocaustowych tropów w "Lśnieniu" może się okazać ryzykowne. Bo gdyby autorowi takiej interpretacji udało się ponad wszelką wątpliwość udowodnić jej choćby potencjalną prawomocność, ignorancją byłoby pominąć ją pobłażliwym machnięciem na zasadzie "bo to się w pale nie mieści, bo tak się nie robi". Sporo ludzi nabija się na przykład ze Słavoja Żiżka, że jemu się wszystko ze wszystkim kojarzy, ale ja, choć niekiedy jego wywody odrobinę mnie śmieszą, znajduję jego zabawę popkulturą niezwykle inspirującą i bynajmniej niepozbawioną logicznych podstaw. Popkulturę można - i trzeba - analizować również poza narzuconym przez nią dyskursem. I dlatego blog Cedro - choć mnie bliżej jednak do pozycji konserwatywnych - przeczytam z radością.

      Usuń
    8. Blog Cedro jak najbardziej polecam, masa celnych spostrzeżeń na temat różnych tekstów popkultury. Na nim uczyłem się blogować :)

      "choć mnie bliżej jednak do pozycji konserwatywnych"

      Ale mnie się wydaje, że jego blog spokojnie można czytać nawet, jeśli nie ma się lewicowej wrażliwości (choć piszę to z pozycji wstrętnego lewaka....). W każdym razie gorąco polecam.

      Usuń
  3. Przy całej sympatii dla was, chłopaki, pełna zgoda z Misiael. Nadinterpretacje nie istnieją. Dla mnie osobiście każde, nawet najbardziej wariackie odczytanie jakiegoś tekstu kultury jest przygodą spotkania z czyimś umysłem i wrażliwością. A skoro jakieś dzieło takie czy inne odczytania prowokuje, to znaczy, że one potencjalnie w nim są, są możliwe do pomyślenia. Odbiorca współtworzy dzieło na równi z artystą. I tu nie jest w ogóle ważne, czy artysta daną ścieżkę odbioru zakładał, czy nie. Kiedy wypuszcza swój utwór w świat, przestaje być jego właścicielem. Nie w sensie praw autorskich oczywiście  W końcu sam King, pomimo że na każdym kroku podkreśla swoją przynależność do popkultury, zachęcał w „Dance macabre”, by na jej twory patrzeć szerzej, aniżeli tylko przez pryzmat rozrywkowy, choć to rozrywka była głównym celem ich twórców.

    A co do samej „Mgły” – ja odbieram ją jako bardzo charakterystyczny dla Kinga przejaw obsesji antyreligijnej, zwłaszcza antychrześcijańskiej. Mgła, którą można potraktować jako metaforę mroku spowijającego ludzki umysł, gdy traci on racjonalny fundament, skorelował z mistycyzmem i rodzącym go fanatyzmem. Biblijny topos niewinnej ofiary jest skojarzony z potworami wyłaniającymi się z mgły, z ich irracjonalną, atawistyczną krwiożerczością, którą może zaspokoić tylko przelana krew.

    W twórczości Kinga – porządnego amerykańskiego liberała z predylekcją do spoglądania w lewo – motyw krytyki religii w jej instytucjonalnych formach jako siedliska obskurantyzmu i szaleństwa, jest częsty. Kolejnego dowodu na słuszność mojej tezy dostarczy nam chyba w tym roku powieść „Revival”, nicht va?

    No i co, czy dopuściłem się nadinterpretacji? Miałem prawo w taki sposób rozkminić tekst popkultury, przeznaczone wszak do użytku czysto rozrywkowego? Miałem, bo z chwilą, gdy po niego sięgnąłem, stałem się jego współtwórcą.

    A zakończenie filmu Darabonta świetne, porażające – chylić czoła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałeś pełne prawo tak rokminić tak tekst popkultury i ja (ani też jak podejrzewam Mando) nie zamierzamy takiego punktu widzenia potępiać i kwestionować. Chyba, że karzesz mi się z tą interpretacją zgadzać ;) Na marginesie tu dotknąłeś jeszcze innego problemu, który bardzo lubię. Czyli interpretacji dzieł, przez pryzmat biografii autora, ale to kolejna kontrowersyjna kwestia.

      A co do tego czy dopuściłeś się nadinterpretacji? Tylko w przypadku tego, że "Revival" o którym praktycznie nic nie wiemy może być na dziś dzień argumentem potwierdzającym jakąkolwiek tezę w jakiejkolwiek dyskusji ;)

      Usuń
    2. No, zgoda, z "Revival" pojechałem :) Zasugerowałem się opisami fabuły. Dla mnie ten rys antyreligijny u Kinga jednak jest. Podobnie jak dyskretne aluzje polityczne. Udowodnienie tego poprzez pryzmat jego biografii wymagałoby zapewne sporej pracy analitycznej, ale - według mnie - wartej zachodu. I to właśnie jest fajne - to że można takie różne okna otwierać, przyglądać się, co przez nie widać. Nawiasem mówiąc, już ściśle w kontekście religii, ja u Kinga dopatrzyłem się tylko jednego w miarę pozytywnego bohatera związanego z Kościołem - był nim ksiądz w "Miasteczku Salem", który w swym kapłaństwie upadł, co też jednak o czymś mówi :)

      Usuń
    3. U Kinga czytanie książek przez pryzmat jego biografii jest (w porównaniu do innych pisarzy) chyba dość łatwe. Ale umówmy się, ten gość ze swojego wypadku zrobił element swojego opus magnum :) Tyle tylko, że ja niemal zawsze w takich przypadkach mam i tak mieszane uczucia i wątpliwości, czy czytelnicy/widzowie nie doszukują się związków na siłę. Co u Kinga też ma pewnie często miejsce (Mando wspomina o takich motywach choćby w chwalonym przez niego "Sprzedawcy strachu").

      Usuń
  4. Cieszę się niezmiernie, że po okresie posuchy kwestia, którą liznęliśmy mimochodem wywołała lawinę komentarzy.

    Osobiście cały czas skłaniam się (o czym zresztą wspominam w podcaście), że nadinterpretacja istnieje. I teraz po kolei kilka spraw w okół tego. W mojej ocenie czym innym jest interpretacja dzieła, a czym innym jedyna słuszna interpretacja (szczególnie narzucona przez autora). Co do tej drugiej kwestii to bardzo ciekawą dyskusję śledziłem kiedyś w temacie na blogu Ćwieka (nie mogę znaleźć - chyba wywalił stare posty), ale w pełni się zgadzam, że dzieło udostępnione zaczyna żyć swoim własnym życiem i jest filtrowane przez wrażliwość odbiorców. Autor może się oczywiście bronić/tłumaczyć/wyjaśniać, że czegoś nie napisał i nie o to mu chodziło, ale wdawanie się w takie dyskusje może być co najwyżej ciekawą intelektualną rozrywką, bo takowej "jedynej słusznej" interpretacji moim zdaniem obronić się po prostu nie da.

    Co do drugiej kwestii. Ja ten tekst Cedro i dyskusję u Ciebie świetnie pamiętam. Bardzo lubię śledzić różne punkty widzenia, bo patrzenie na dane dzieło przez pryzmat innych to zawsze (jak Marcin słusznie pisze) przygoda. Nawet (a może w szczególności) jeżeli z autorem danej interpretacji/recenzji/krytyki się nie zgadzam. Mam wrażenie, że różnice pomiędzy moim i Cedro podejściami sprowadzają się głównie do semantyki, bo jego podział na złą (czytaj nie do obronienia w świetle logiki) i dobrą interpretację to jest dokładnie to co ja rozumiem jako nadinterpretację i interpretację. I z tego też punktu widzenia historie jak wspomniana teoria wokół "Lśnienia", mimo jej niekwestionowanych walorów rozrywkowych, jest dla mnie typowym przykładem nadinterpretacji (złej interpretacji), Dlaczego? Bo nie została nijak obroniona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, można sprowadzić rzecz do semantyki, uzgodnić pole znaczeniowe pojęcia "interpretacja". Ja na przykład rozumiem je tak, że interpretowanie jakiegoś tekstu kultury to przynajmniej minimalny wysiłek, jaki interpretujący wkłada w sformułowanie jakichś tez, a następnie próbę ich udowodnienia. Nie wliczam w to chwytliwych bon mottów, niepopartych niczym poza tym, że wywołują szum. W tym sensie dla mnie każde, nawet karkołomne odczytanie dzieła, o ile oferuje jakąś ścieżkę egzegezy, będzie jednak interpretacją, a nie nadinterpretacją. Inna kwestia, to czy będę w stanie ją przyjąć. Na przykład ten holocaust w "Lśnieniu" - nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale gdyby autor dał mi coś więcej niż uwagę o bagażach, pokazał jakieś w miarę mocne tropy, mógłbym taką wersję rozważyć. Bo jeśli to sprowadza się do tego, że ktoś sobie skojarzył bagaże i przenikających je ludzi z obozami śmierci, to dla mnie to nie jest żadna nadinterpretacja, tylko - jeśli już - prowokacja, i to niskich lotów :)

      Usuń
    2. Niezupełnie.Cedro nic nie pisze o "złej interpretacji" (wytyka wręcz, że nie istnieje coś takiego, jak lepsza i gorsza interpretacja). Powiedzmy, że ktoś ci mówi "Ja to widzę w tekście" i rzuca jakąś interpretację, której nie umiesz zaakceptować, a ten ktoś nie umie umotywować, bo na przykład brakuje mu do tego intelektualnych narzędzi, ale na poziomie intuicyjnym "Czuje, że tak jest". I gdyby poczytał kilka dzieł z teorii literatury, podszkolił się z analiz literackich, wdrożył się w metodologię - to potrafiłby tę swoją interpretację uzasadnić. Kiedy Cedro pisze

      "Ale przecież nasze kompetencje interpretatorskie ogranicza tylko nasza inteligencja. Jeżeli więc nie sprosta ona ambicją naszej analizy, to nie dlatego, że coś nad-interpretowaliśmy, ale dlatego, że źle coś umotywowaliśmy."

      chodzi mu o to, że czasem brakuje nam umiejętności albo wprawy w uargumentowaniu naszej interpretacji. I to nie jest tak, że jeśli nie umiesz swojego odczucia uargumentować, to ono jest "obiektywnie fałszywą" złą interpretacją/nadinterpretacją. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi tu chodzi.

      Usuń
    3. Mi chodziło o podział na dobrą i złą w sensie jej uargumentowania właśnie, a nie tego co on opisuje jako znajdujące się "bliżej prawdy", ale chyba wyczuwam o co Ci chodzi. Tym bardziej, że ja w to, że coś jest "obiektywnie" dobre i złe nie wierzę (nawet kiedyś napisałem coś o tym). Problem polega na tym, że czym innym jest interpretacja, której nie jesteś w stanie z różnych względów jednoznacznie uargumentować (ale która nadal może być interesująca), a czym innym jest skądinąd popularne (ach dobrodziejstwo powszechności internetu) prezentowanie interpretacji czasem kontrowersyjnych, czasem konkretnie od czapy, bez argumentów i kwitowanie tego "to moja interpretacja i już". A może znów to problem poniekąd semantyczny i tak jak Marcin pisze trzeba by to nazwać prowokacją,

      Usuń